Nie było mnie od dawna ale wierzcie, że rok 2015 zaczął nam się fatalnie! Już sama nie wiem, czy jakiś czarny kot mi przełazi ciągle drogę czy inny szaman rzuca złowieszcze zaklęcia... Ostatnie 8 dni spędziliśmy w szpitalu na ul. Strzeleckiej w Krakowie. Zaczęło się niepozornie od małego kaszelku, pojechaliśmy w niedzielę do lekarza, zbadał, posłuchał i mówi, że czysto, robiłam inhalacje. W poniedziałek dalej kaszel, mniej już jadł więc mówię: jedźmy do naszej pediatry, po badaniu okazało się, że już coś świszczy, Grześ ospały bez apetytu. Przepisała recepty, poinstruowała po czym na końcu mówi: wiecie co, lepiej jedźcie na Strzelecką (szpital dziecięcy) bo to kiepsko wygląda. Jak pojechaliśmy tak zostaliśmy 8 dni.
Na Izbie czarno od ludzi, 4 godziny czekania (mimo skierowania do szpitala) Grześ miał już kaszel jak u starego palacza, każdy gapił się na mnie jak na wyrodną matkę co to dopuściła do takiego stanu. Niestety moje dziecko ma taki sam przebieg kaszlu jak ja, też tak warczę jak stary rozrusznik.
Zakładanie wenflonu było koszmarem! Mały płakał a ja razem z nim. Zasnął mi na rękach, był taki wyczerpany. Rano niby okej, ale już nie chciał jeść, więcej płakał, nie mógł się odnaleźć w kojcu. Był to 6-ty stycznia więc lekarz był tylko raz w tym dniu... Wieczorem zaczął się horror, który trwał 3 dni. Moje dziecko nie chciało jeśc, nic! A już mleko w butelce to dostawał zwarcia. Kroplówki, kroplówki i jeszcze raz kroplówki.
Dopiero w 6 dobie coś się zaczęło zmieniać na lepsze, zaczął od deserków, papek ze słoika bo były gęste i łagodziły mu zmasakrowane od kaszlu gardło. Ostatniego dnia tuczyłam go jak mogłam żeby nabrał masy i nas wypuścili do domu. Mały już ma się o wiele lepiej, wciąż wyłazi z niego flegma, zdarza mu się ją zwymiotować (co jest dobrym znakiem) ale dalej ma zwarcie na widok butelki. Liczę, że jakoś się to unormuje.
Nie muszę pisać jak wyglądam po tym 8 dniowym pobycie w szpitalu...Prysznic był luksusem a włosy to dopiero wczoraj dobrze rozczesałam. Nie ma nic gorszego niż chore dziecko.
Oby było już lepiej!
Pozdrawiam,
Iza i Grześ